Wszyscy (no dobra – większość) mówią jak to się zmieni moje życie. Jak skończą się wszystkie radości a zacznie życie na smyczy. Że przez ostatnie dni powinienem się nacieszyć życiem. Jakby co najmniej świat się miał jutro skończyć.
A ja się na nic nie nastawiam. Wciąż czuje spokój i przekonanie że wszystko będzie dobrze. Że co by się nie działo to damy sobie radę. W końcu nie jesteśmy pierwsi ani ostatni.
Wiem że moje życie się zmieni. Mniej lub bardziej dramatycznie. Ale jakoś się nie boję, jakoś jestem spokojny.
A jak będzie ? Cóż, za kilkanaście godzin się przekonam.