Mówi się, że ludzie płyną albo z prądem albo pod prąd. Obrazujemy w ten sposób czy poddajemy się biegowi wydarzeń czy też idziemy mu wbrew. Odnoszę wrażenie, że porównując los do rzeki zapominamy, że czasem nurt jest tak silny, że nawet płynięcie mu na przeciw nie uchroni nas przed zniesieniem na skały. Pozostaje wtedy wbić stopy w dno i z całych sił napiąć mięśnie by nie cofnąć się i przetrwać napór wody czekając aż nurt się uspokoi.
Nie tracę sił by bezsensownie płynąć pod prąd. Nie daję się też ponieść mu bezwiednie tam gdzie by chciał. Zapieram się i walczę napinając mięśnie w oczekiwaniu aż osłabnie na tyle, by skoczyć i popłynąć do celu. Gdziekolwiek będzie.