Wszyscy gdzieś pędzą. Ostatnie prezenty, brakujące specjały, czasem jakiś pilnie potrzebny ciuch. Tłumy przelewające się przez galerie i centra handlowe wypełnione bezdusznymi choinkami i upstrzone mniej lub bardziej tandetnymi dekoracjami. Kolędy nachalnie wciskają się w każdy zakątek uszu.
Obserwuję to wszystko przez szybę. Tafla szkła oddziela dwa światy; ten który pędzi po wypolerowanych płytkach w cieple dyskretnie pilnowanym przez szumiące komputery i klimatyzatory i ten który pozostał na mokrym chodniku pokrytym resztkami śniegu. Pozostaje w tym drugim. Zdecydowanie bardziej mi pasuje.
Choć coś we mnie tęsknie spogląda na drugą stronę.