Mija 11-ty dzień od kiedy nie mieszkam w domu. W tym czasie widziałem się z A 3 razy. Z M trochę więcej. Dziś dla odmiany dzień całkowitej ciszy. Jakoś daje radę.
Najpierw książka. Muszę przyznać że dobrze się ją czyta. Jakby co drugie zdanie było życiową myślą. 100 stron wchłonęło się w niecałe 3h z przerwą na coś do picia i jedzenia.
A potem spacer. Miałem ochotę na zachód słońca, jednak pogoda miała inne plany i świat otuliła mgła. Może to lepiej, bo łatwiej chodzić mi było miejscami, gdzie normalnie czułbym się nieswojo – gdy nie widać rozpościerającej się za krawędzią przestrzeni to łatwiej się spaceruje. Najbardziej niepokojące było to, że ta myśl przemknęła mi dziś trzy razy przez głowę. Myśl o tym, żeby odbić się i zanurkować w tej mgle. Polecieć, choć lot potrwałby tylko ze 5 sekund. Ale to tylko przebłyski, zbyt wątłe żeby mnie ruszyć z miejsca.