Przychodzą czasem takie dni, kiedy dopada mnie niesamowicie melancholijny nastrój. Dni, kiedy najchętniej usiadłbym na podłodze koło drzwi balkonu i obserwował spływające po szybie krople wściekle atakującego deszczu.
Nigdy nie wiem kiedy taki dzień przyjdzie. Najczęściej dzieje się to bez żadnego ostrzeżenia; zbieg kilku mało istotnych czynników powoduje że zapadam się w zamyślenie. Znika wtedy gdzieś moja druga natura, znika ten ja który komplikuje moje życie. Jest tylko czysta forma chłopaka, który żył ideałami, który chciał kochać i być kochany.
Przyszły niedawno. Zaatakowały w najmniej dogodnym momencie gdy moje myśli powinny koncentrować się na czymś innym. Zaatakowały i zawładnęły mną na kilka dni jak wirus. I nawet objawy były podobne.
Pozostała tylko ta piosenka – towarzyszy mi ostatnimi dniami nieustannie. Lubię wersję z tego okresu gdy miał już taki dojrzały głos tak dobrze pasujący do tekstu…