Dzień 85 – poniedziałek

Tak, oto mamy poniedziałek. Kilka osób czekało na tą chwilę licząc, że wreszcie poznają rozwiązanie. Muszę Was niestety zawieźć.

Mimo że przed kilkoma monitorami w trakcie czytania tej notki polecą niewybredne słowa pod moim adresem (a przynajmniej powszechnie uznawane za niemiłe), to niedziela póki co nie okazała się być ostatnią. A było tak;

W sobotę nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Pod presją czasu przez moją głowę przelatywały setki myśli na sekundę. Coraz ciężej było mi się w tym wszystkim odnaleźć. To już nie był wewnętrzny konflikt pomiędzy sercem a umysłem, ale konflikt osobowości (chyba Wam o tym jeszcze nie pisałem – sprawdzę i jak coś, to napiszę o tej teorii osobną notkę). Nie pomogły nawet za bardzo dwa długie spacery i rozmowa z M. Chcę wierzyć, że Ona chce dla mnie jak najlepiej, zresztą większość z tego co się dzieje o tym świadczy, ale jednak zawsze gdzieś w głowie jest myśl, że kobiecie do końca nigdy nie należy ufać.

Rozmowa z nią przyniosła na pewno tyle, że wieczorem odbyłem trudną dla mnie rozmowę z ojcem. O moich wątpliwościach dotyczących żony oraz o moich troskach i lękach związanych z coraz trudniejszą sytuacją finansową. Tak naprawdę chciałem wiedzieć, czy pomoc którą deklaruje tyczy się sytuacji gdy spróbuję ratować małżeństwo, czy jest to deklaracja jest ogólna i dotyczy również sytuacji, gdy postanowimy się rozstać. Ojciec mnie pod tym względem nie zawiódł i przynajmniej jeden kamień spadł z serca. No i zrobił coś, czego nie robił od lat; przytulił mnie na koniec (wiem, wiem, to takie nie męskie kompletnie).

Nie zmieniało to sytuacji, że wciąż nie wiedziałem co dalej. Że wciąż nie zrobiłem wszystkiego co chciałem przed podjęciem decyzji, że nie czuję że to jest na nią dobry moment. Że nie jest on „mój”.

Gdy nastała już noc trwały wymiany zdań na gg i przez smsy. Z żoną i z M. Podjąłem decyzję że nie będzie decyzji. Że nie ulegnę stawianiu mnie pod ścianą i zgodziłem się, że możemy porozmawiać. Porozmawiać na najtrudniejsze tematy dotyczące wątpliwości wynikających z mojej natury, porozmawiać o tym jaki jestem naprawdę, co czuję, jak siebie sam oceniam.

Położyłem się spać grubo po 2. O 6:45 obudził mnie telefon żony, która płacząc prosiła, żebym przyjechał. Nie brzmiało to za dobrze, bo nigdy tak nie robiła. Po rozłączeniu spojrzenie na wyświetlacz – prawie 20 smsów świadczących o tym, że w ogóle nie spała. Obudzili się również moi rodzice, ojciec wyraźnie zdenerwowany swoją niemocą pytał co teraz. Może nie powinienem, ale stwierdziłem że do niej pojadę porozmawiać. Jako że wiedziałem że nie ma co czekać, to ubrałem się, odkopałem samochód i pojechałem.

Kilka godzin rozmów. Wyrzuciłem już chyba wszystko z siebie; wszystkie myśli dotyczące tego, że sam nie wiem czemu z nią tak postępuję, że nie wiem czemu tak wyglądały ostatnie lata naszego małżeństwa – szukanie flirtów, płacz jak się wydało, potem okresy kiedy było dobrze i… znowu od początku. Że sam nie wiem, czemu z jednej strony chce robić i robię coś, co jest nie fer, a z drugiej nie jest mi dobrze z tym, że ją ranię. Że nie mogę obiecać, że tak się nie będzie działo w przyszłości – że nie czuję w sobie ogromnej determinacji żeby to zmienić. Do tego jeszcze kilka mniej lub bardziej ważnych tematów. Po prawie 10 godzinach rozstaliśmy się zostawiając sobie nawzajem kilka tematów do przemyślenia, choć głównie to ona ma nad czym myśleć.

Wiem, że teraz pewnie pojawią się głosy podobne do tego, co ona mi dzisiaj napisała – że zastanawia się, czy ta cała rozmowa nie była po to, żeby zrzucić z siebie odpowiedzialność, żeby to ona odeszła i żebym nie musiał nieść tego ciężaru że od niej chce odejść.

Otóż – nie. Dla mnie wczorajszy dzień nie był dobrym dniem na decyzję. mój organizm osiągnął granicę swojej wytrzymałości a w takim stanie to równie dobrze mógłbym rzucić monetą. Zrzucenie ciężaru – owszem. Zrzuciłem z siebie ciężar tych wszystkim myśli i wątpliwości. I mimo że może bliskiej osobie nie powinno się takich rzeczy mówić, to ja poczułem się lżej. Choć wiem, że większość tego ciężaru spadła na nią.

Możecie powiedzieć że stchórzyłem – Wasze prawo. Ale dzisiaj uważam, że to było najlepsze co mogłem zrobić; powiedzieć co chciałem i postawić sprawę na swoim.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Wszystko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *