Pare słów o minionym weekendzie…

… czyli coś dla zainteresowanych 😉

Wyjątkowo weekend zaczął się w piątek 🙂 O ile mnie pamięć jeszcze nie myli, to akurat o piątku Wam już pisałem. No, może nie wszystko, więc w ramach uzupełnienia; ostatecznie wybrałem się z M do miasta. Grzane wino pite we dwoje w miejscu publicznym w naszym mieście, ciepłe gesty, bez większego ukrywania – takie novum 🙂 Po winie…. aaaa, co Wam będę opowiadał 🙂 W każdym bądź razie nocowałem w moim (a dokładnie rodziców) mieszkaniu. Sam w łóżku.

Sobota…. no tak, sobota to wieczorny koncert w knajpie z muzyką na żywo. Znowu z M. A potem tańce – już kiedyś miałem ochotę żeby z nią gdzieś iść i zobaczyć jak się bawi na parkiecie. Cóż mogę powiedzieć – zaaaajjjjjeeeebbbbiiiiiiiśśśśśścccciiiiieee. Wyraziłem tylko nadzieję, że nie zawsze się tak bawi jak ze mną ;). I tu też daruje Wam co lepsze szczegóły – nie ma tak dobrze 🙂 Napisze tylko, że drink spijany z jej ramion smakuje bardzo dobrze 🙂 A potem grzecznie wróciliśmy, co prawda jednym samochodem, ale do dwóch różnych domów. I tylko bez tradycyjnego, kończącego wieczór, kebaba się obyło. To taka mała dygresja dla tych co wiedzą gdzie takie zwyczaje panują (ale ćsiiiii, bez podpowiadania innym).

Niedziela…. no tak, jak już wstałem, to zjadłem małe śniadanie. Małe, bo za chwile miał być obiad 🙂 Po obiedzie chwila relaksu i wycieczka do małżonki. Wyjazd dosyć się wahał bo po poniedziałkowym „wybraniu kochanki” znowu sprawy zaczęły rozbijać się o rozwód (wiem, ma w sumie do tego uzasadnione prawo i też się dziwie, że wciąż wytrzymuje i tego nie robi – wiem też że narażam się na oskarżenie jaki to jestem nieczuły itd, ale mam to już chyba gdzieś co mówią). W każdym bądź razie pojechałem, odśnieżyłem podjazd i pogadaliśmy trochę. A potem do miasta. Knajpa z jej kumplem, który miał 2 lata romans. Miało być dzielenie się swoimi refleksjami, przeżyciami, opowiadanie dlaczego tak a nie inaczej, a wyszło – dla mnie – jak spotkanie z agitatorem czy przedstawicielem Zeptera – kup Pan ten garnek, nie ważne dlaczego. Trochę zniesmaczony udałem się do domu.

Moja kurtka powiedziała już dość – jeszcze jedno wyjście do knajpy i zmieni kolor na żółty. Od dymu papierosowego. Ja też mam go dość na jakiś czas.

I taki oto był ten weekend.

 

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Wszystko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *