Mam wrażenie, że ostatnimi dniami staję się coraz bardziej nieczuły na to, co się w koło mnie dzieje. Coraz mniej we mnie emocji, zwłaszcza tych pozytywnych. Jak to zauważyła M – znikła gdzieś ta iskra w oku. Wiem że ma racje. Czuję to. Może to wydarzenia ostatnich dni, może ciągłe wahania, sinusoida. Może to wszystko mnie wykańcza.Na pewno mnie wykańcza.
Ostatnio w czasie rozmowy z żoną powstała pewna analogia mojego stanu do tego, co dzieje się z alkoholikami. Powoli staczają się coraz niżej. Kolejny dzień przynosi większy upadek niż poprzedni. I albo w odpowiednim momencie, gdy spadną na samo dno, znajdą w sobie siłę żeby się od niego odbić, albo zapiją się na śmierć.
Jestem ciągle na drodze w dół. Zmieniam się, czasami myślę że zmieniam się w kogoś, kto mi się nie podoba. Wyzbywam się emocji, wypełniam się obojętnością. Jak alkoholik, któremu z dnia na dzień coraz mniej zależy na otaczającym świecie. I teraz albo trafię we właściwy moment i się odbiję albo…. zwariuję.
M podsumowała ten stan mówiąc, że zaczynam być coraz bardziej gotowy do dużych zmian w życiu. Mam nadzieję, bo czas najwyższy żeby się zaczeły dziać. Wszyscy na mnie czekają.