Zegar właśnie nią wskazał. Leże i gapię się niewidzącym wzrokiem na świecące żółcią kreski układające się w te liczby na wyświetlaczu kuchenki.
W tle cicho Sinead O’Connor śpiewa swój największy przebój. Choć tak naprawdę nie swój, a Prince’a.
Najchętniej poszedłbym spać, ale tętent myśli niespokojnych jest dziś głośny jak mało co.