Powoli dobiega końca mój urlop, moja podróż życia. Została mi jeszcze doba na tej ładnej choć strasznie ciepłej i wilgotnej ziemi. Potem będzie kilkanaście godzin w samolotach i szok termiczny po wyjściu z terminala.
Powinienem sobie zadać pytanie czy spełniła pokładane w niej nadzieje. Zasadniczo tak, choć nie wszystko udało się tak jak planowałem – np. nie udało się odciąć od wszystkiego co zostało w Polsce, nie udało się nurkować na rafie. Ale podobno w życiu nie można mieć wszystkiego a o ile drugiego żałuję o tyle pierwsze było „na własne życzenie” więc narzekać nie mogę.
Najważniejsze dla mnie że udało się zarówno wypocząć jak i się dobrze zmęczyć. Pomyśleć nad kilkoma sprawami a nad niektórymi nie myśleć wcale. Czyli znaleźć dobry balans, równowagę.
I na koniec jak zwykle; z jednej strony został bym tu dłużej, może nawet na bardzo długo a z drugiej…. Z drugiej nie ma jak w domu.