Życie jest jak waga. Każdego dnia kładziemy na jej szalach mniej lub bardziej ważne sprawy i patrzymy, co wyjdzie nam z bilansu. Ważymy, rozważamy i wybieramy. Najczęściej to, co ma więcej na plus niż na minus. To co w bilansie ma więcej zalet niż wad.
Każdy dzień to setki, tysiące takich „ważeń”. Nieskończona ilość decyzji, które mniej lub bardziej wpływają na nasze dalsze życie. A przynajmniej u mnie tak jest. Czasami nie ma czasu żeby dobrze się nad jedną decyzją zastanowić a już trzeba podejmować kolejną. I człowiek brnie tak przez kolejne, i zamiast cieszyć się z życia, to wciaż te decyzje, jedna za drugą, Kolejne bilanse, kolejne wybory zaćmiewają radość z drogi, jaka nas prowadzi przez życie.
Waga. Tylko czy my się tak naprawdę zastanawiamy, że to jest waga, a nie prosty bilans – to na plus, a to na minus. Czy zastanawiamy się, że niektóre sprawy mają swoją wagę, że to czasem jeden „plus” może być bardziej ważki niż dziesiątki minusów ? Że nie liczy się tylko ilość argumentów ale również ich „jakość”, ich „ciężar” ?
Z jednej strony powinniśmy to brać pod uwagę, a z drugiej jest to kolejny „wymiar” w podejmowaniu decyzji. Decyzji, na których w pędzącym świecie mamy czasu raczej mniej niż więcej. „Życie nas nie rozpieszcza, w zawrotny swój tan nas puszcza…”. A może tak jest zawsze, tylko z wiekiem zmienia się znaczenie tych wszystkich decyzji, nasza świadomość ich skutków.
Od dylematu co najpierw zjeść (bana, bułka czy jogurt, choć dziś nie ma banana a zamiast bułki są kanapki) do decyzji, jaką drogę życiową wybrać, z kim spędzać następne lata swojego życia, gdzie je spędzać….. Ciągłe decyzje, w których tak naprawdę pozostajemy sami, żeby nie powiedzieć osamotnieni. Którym sami musimy stawić czoła. Tylko jak długo tak można…. ?