Ostatecznie był najpierw jogurt, potem bułka a na koniec został banan.
Życie toczy się powoli do przodu. Wczoraj umierałem z niewyspania, jedyne 4 godziny snu i to niecałe. Jako że nie pije kawy, to pozostało ratowanie się colą. Totalny brak ochoty na jakąkolwiek pracę, więc dzień (jak wiele inny) spędziłem na rozmowach. Wieczorem odebrałem A z dworca. Mały prezent, a jak dużo radości na jej twarzy. Wieczorem padłem.
Kolejny dzień zbieram się, żeby napisać coś bardziej osobistego. Na razie nie wychodzi. Ale piątek, 17:04, to może nie jest na to najlepsza pora. No nic, może w przyszłym tygodniu się zbiorę.